Pociąg odjeżdża z półgodzinnym opóźnieniem. Jeśli liczyłam na komfort międzynarodowego pociągu to się myliłam... Wygląda dokładnie jak ten lokalny z Warny. Do Bukaresztu docieramy ok. 19:15 i dzwonimy do Any. Jemy szybko w McDonald`s (z ciekawostek: tutaj płaci się nawet za keczup 2RON). Wsiadamy do metra (kupujemy od razu kartę na 10 przejazdów za 15RON), podjeżdżamy 4 przystanki i wysiadamy na Piata Ian Cului i szukamy jej adresu. Potrzebujemy na to ok.15 minut i już jesteśmy pod wskazanym adresem. Wita nas "Mała Mi" :) Ana okazuje się drobną, malutką kobietą, a jej mieszkanie.... klimat nie z tego świata. Jest to poddasze kamienicy z siedmioma pomieszczeniami,w których znajduje się łazienka, kuchnia, jadalnia, nasz pokój, garderoba, jej gabinet i jej sypialnia. Wszystko w skali mikro :) Ciężko opisać.... Generalnie okazuje się, że Ana pracuje jako wykładowca języka francuskiego i niemieckiego we Francji. Oprócz tego pracowała w Ministerstwie Kultury w Rumunii... High level ;) Jest bardzo sympatyczna i spędzamy trochę czasu na rozmowie. Okazuje się, że spanie na poddaszu w takim upale nie jest prostą sprawą, powietrze stoi i nie ma za bardzo czym oddychać. Zanim udaje nam się zasnąć demontujemy firankę i moskitiere z mikroskopijnego okna..