Dzisiejsza noc nie była zbyt udana. Okazało się, że tureckie budownictwo drogowe również stoi na głowie. Chłopaki o 2 w nocy postanowili przy pomocy młota pneumatycznego zerwać asfalt 30 m od naszego okna. Dodając do tego 30 stopniowy upał w nocy i brak klimy w 15-gwiazdkowym Hotelu Yildiz, nie trudno "pokochać" ten kraj:)
Z letargu (o śnie nie może być mowy) wyrywamy się około 7 rano. Pakujemy manele i ruszamy. 7 przystanków tramwajem, następnie 6 metrem i już jesteśmy na otogar'ze - tym właściwym, tym po europejskiej stronie miasta. Punktualnie o 9:00 rusza nasz autobus do stolicy Bułgarii. Bilet studencki - verrrrry special price 50 turkisz lira za łeb. Byle szybko!
Bus na bułgarskich blachach, podróżni w większości bułgarscy biznes- meni i womeny. Jadymy!
Do granicy podróż trwa nieco ponad 2 godziny, kolejna godzina to odprawa. Potem już tylko Plovdiv i pare minut po 19 wjeżdzamy do Sofii.
Szkoda, że nie mamy czasu na zwiedzenie miasta - pewnie kiedyś to nadrobimy. Podróż kontynuujemy pociągiem. Dworzec kolejowy znajduje się tuż obok autobusowego. Sprawdziliśmy w necie, że najlepiej będzie dalej jechać przez Belgrad - tak też robimy.
Pociąg do stolicy Serbii odchodzi o 20:40. W kasie międzynarodowej (nieco z boku głównej hali dworcowej) kupujemy 2 bilety - 44lewa/os. W międzyczasie dowala się jakiś menel, który za wszelką cenę chce nam pomóc. Szybko sprowadzamy go na ziemie. Jako, że pociąg czeka już na peronie, ładujemy się do środka. Przedział całkiem sympatyczny są rozkładane siedzenia (6 miejsc mimo, iż to 2-ga klasa), szyby w oknach, jest nawet dziura w suficie gdzie jakieś 10 lat wcześniej zainstalowana była lampa, no cóż czytać nie będziemy:) Zasłonki akurat były w praniu, ale i tak komfort jazdy 10 razy lepszy niż busem. Jedziemy.