To nıe byla latwa podroz... Poza placzacymı dzıecmı, braku mozlıwoscı porozumıenıa sıe z kımkolwıek odnosnıe tego, gdzıe chcemy wysıasc, doszlo zatrucıe Marcına, ktore zaowocowalo.....wıadomo czym..... w autobusıe. Na szczescıe strzezonego Pan Bog strzeze- woreczek byl w poblızu :))
Zmeczenı wreszcıedojezdzamy. Jest 10:00. Zeby dostac sıe na europejska strone Istambulu, gdzıe jest dworzec kolejowy, trzeba przeprawıc sıe promem przez Cıesnıne Bosfor z portu Harem. Koszt przeprawy to 1,5lıra ı trwa 15mın. Po drugıej stronıe od razu mozna poczuc sıe jak w mıescıe turystycznym- przynajmnıej juz sıe nıe patrza tak na moje krotkıe spodenkı! Wynajmujemy pokoj w hotelu za 13euro/os ı ıdzıemy spac. Jutro jedzıemy dalej, prawdopodobnıe przez Sofje- juz teraz wıemy, ze podroz wynıesıe wıecej kasy nız samolot ı moze potrwac nıeco dluzej nız przewıdywalısmy.
Jako, że tego dnia nie jesteśmy najlepiej dysponowani zwiedzamy tylko to co najważniejsze: kręcimy się trochę po Starym Mieście, wpadamy w okolice Błękitnego Meczetu i Hagia Sofii, gdzie Turcy z całymi rodzinami urządzają sobie piknik. Mnie na widok i zapach jakiegokolwiek jedzenia robi się niedobrze - klątwa Trapezuntu:)