Postanawiamy pospacerowac po "miescie" i zobaczyc, jak jutro mozemy sie dostac do Wardzi i Batumi. Zaczepia nas Lowa- taksowkarz, ktory chetnie nas zawiezie, gdzie tylko chcemy. Dogadujemy sie na 40GEL- w tej cenie ma nas zawiezc do Wardzi, poczekac na nas ok. godzine i przywiezc. Dzieki temu zyskamy jeden dzien i jutreo bedziemy mogli jechac rano juz do Batumi.
Wardzia to wydrazone w skale miasto. Jaskinie sa rozmieszczone na stromym skalnym zboczu, w rzedach. Jest tu mnostwo ukrytych sciezek, schronien, tuneli. Dawniej byl to klasztor wraz z twierdza. To miejsce robi niesamowite wrazenie i juz rozumiemy, dlaczego wszyscy polecaja taka wycieczke. Wspinamy sie w gore, zeby moc troche poogladac skaly od wewnatrz. Na samej gorze spotykamy kilku Gruzinow, ktorzy wlasnie "toastuja". Nie moglismy przejsc spokojnie :) Dorywaja nas i juz mamy pewnych kilka kubeczkow wina :) Toasty za Gruzje sa przegryzane arbuzem. Slynna gruzinska goscinnosc! Po kilku kolejkach ruszamy dalej, pamietajac, ze czeka na nas Lowa. Rzeczywiscie jest to miejsce, ktore mozna polecic kazdemu!
Schodzimy na dol, a Lowa zabiera nas jeszcze w miejsce, gdzie Marcin zaopatruje sie w dwa litry domowej roboty wina. Wracamy do "hotelu". Nie bedziemy tego miejsca ani milo wspominac ani polecac. Okazalo sie, ze prysznic jest platny dodatkowo 5GEL, a oczywiscie kasa za nocleg zostala skasowana znacznie wczesniej- cobysmy sie nie rozmyslili, a wlasciciel okazal sie byc burakiem jakich malo!
Idziemy spac, zeby jak najszybciej stad zwiac :) Jutro Batumi!!!!