Erewan jest zarowno stolica Armenii, jak i jej najwiekszym miastem. Jest przemyslowym, kulturalnym i naukowym centrum Kaukazu. Zdecydowanie cala architektura i pomysly wcielane w zycie przy roznych budowlach sa naprawde interesujace. Zaczynamy zwiedzanie od Placu Republiki, przy ktorym stoja monumentalne wrecz budowle- Ormianska Galeria Narodowa, Narodowe Muzeum Historii, budynki rzadowe, a takze Hotel Marriott.Wszystko zbudowane jest z rozowego tufu, ukochanego kamienia pierwszego architekta miasta. Na samym srodku jest kilka fontann, gdzie codziennie o 21:00 rozpoczyna sie muzyczy pokaz, w ktorym fontanny pokazuja swoje umiejetnosci taneczne :) Ilosc ludzi na Placu Republiki jest wowczas zatrwazajaca. Wokol jest mnostwo kawiarni, w ktorych mozna przysiasc i podziwiac.
Jesli w Gruzji przerazaly nas zasady przechodzenia przez jezdnie- tutaj wcale nie jest lepiej. Jedyna obowiazujaca zasada jest ta, iz pieszy na jezdni sie nie liczy. Wlasciwie zawsze przechodzi sie na wlasne ryzyko i wymaga to nie lada odwagi. Co prawda sa przejscia dla pieszych, ale kierowcy srednio tego przestrzegaja. Policji na ulicach jest mnostwo. Non stop slychac, jak kogos zatrzymuja, bo zawsze przywoluja go przez megafon. Ale nie zauwazylismy, zeby jakkolwiek reagowali na pieszych.
Panuje tu okolo 40stopniowy upal. Glowny plac nie jest zasloniety zadnymi drzewami, wiec ciezko nam wytrzymac. Powoli wysychamy. Postanawiamy isc boczna ulica, gdzie jest troche cienia i dostac sie na Plac Wolnosci. Niestety, nasz przewodnik (Bezdroza) jest calkowicie do kitu, ma mnostwo bledow i nie sa zaznaczone naprawde wazne punkty. Na mapce zauwazamy, ze za Placem Wolnosci sa jakies duze schody, wiec postanawiamy tam pojsc i zobaczyc o co chodzi. Okazuje sie, ze sa tam wrecz monumetnalne schody, na ktorych umieszczone sa ogrody i fontanny. Chcielismy liczyc, ile jest stopni, ale nie dalismy rady. Wejscie na nie zabiera okolo pol godziny. Zar z nieba jest tak ogromny, ze nie da sie wytrzymac, ale dzielnie kroczymy ku gorze. Zwlaszcza, ze na samym szczycie znajduje sie pomnik, pod ktorym oczywiscie Marcin musi miec zdjecie. Wewnatrz schodow znajduja sie roznego rodzaju galerie. To sobie juz odpuszczamy.
Z gory widac cala panorame miasta! Wycieczka obowiazkowa!
Chwila odpoczynku i schodzimy w dol. Niedlugo potem zatrzymujemy sie na lawce, zeby odpoczac. Zaczepia nas mily, aczkolwiek na pewno lekko zakrecony, starszy pan. Tlumaczy nam skad mozemy wziac wode- bo po co kupowac? (faktem jest, ze mozna pic tutaj wode chocby z kranu. W wielu miejscach znajduja sie mini fontanny, z ktorych ludzie pija wode- gdyby nie to, przy takim upale na pewno bysmy pomdleli, a juz na pewno zaliczyli odwodnienie). Zaczyna sie rozmowa o historii, polityce... Mowi nam, ze jest juz na emeryturze. Jego emerytura wynosi... 50 000 AMD (jakies 450zl). Narzeka na Rosjan. Teskni do dawnej Armenii... Odchodzimy w poczuciu, ze nie wszystko tak pieknie wyglada, jak sie wydaje...
Idziemy cos zjesc. Obowiazkowo musi to byc ormianski szaszlyk- mieso z surowkami zawijane w lawasz. Inaczej sobie to wyobrazalismy, ale wlasnie na tym to chyba polega... (obiad dla dwoch osob plus trzy piwa= 3500AMD). Tu tez sobie doliczaja serwis. Trzeba o tym pamietac.
Spacerujemy jeszcze troche po miescie, chloniemy atmosfere. Do hostelu wracamy zaopatrzeni w zimne napoje.