Dojeżdżamy do Odessy na dworzec autobusowy. Wsiadamy do tramwaju nr 5 (1hr), który ma nas dowieźć do dworca kolejowego. Parę przystanków dalej siada przed nami małżeństwo- mniej więcej w wieku naszych rodziców. Słyszą, że gadamy po polsku i zaczynają z nami rozmowę. Okazuje się, że ich córka mieszka w Gdańsku i ma męża Polaka, a oni kilkakrotnie byli w Polsce. Marcin nigdy nie marnuje takiej szansy, więc szybko pada pytanie, czy wiedzą, gdzie można znaleźć jakiś nocleg. Długo się nie zastanawiają- biorą nas do siebie. Mieszkają przystanek za dworcem kolejowym, w samym centrum. Ale szczęście! Tak nam się przynajmniej wtedy wydawało… Warunki lokalowe mocno spartańskie, ale za to wrażenie takie, że będziemy je długo pamiętać. Pierwsze, co widzimy w mieszkaniu, to ubikacja (wejście do mieszkania jest przez kibel!), dalej idziemy wąskim korytarzem, w ścianie po prawej stronie widzimy umywalkę. Dochodzimy do kuchni, po prawej znajduje się pokój, w którym przyjdzie nam dziś nocować. Szybko instalujemy się i ruszamy na dworzec kolejowy. Nasz cel na dziś, to bilety na jutrzejszy wieczorny pociąg do Kijowa. Szybko załatwiamy co należy i wracamy do kwartiry. Ten dzień przyniósł mnóstwo wrażeń, trzeba się wyspać.
Po powrocie pani domu częstuje nas pizzą, którą zrobiła specjalnie dla nas. Z mięsem mielonym i chrzanem. Niestety my zjedliśmy już coś na mieście i apetyt mamy średni, ale oczywiście jemy by nie urazić życzliwej gospodyni. Długo rozmawiamy o podróżach, sytuacji polsko- ukraińskiej itd. Kolejny raz udało nam się trafić na wspaniałych ludzi. W końcu kładziemy się spać i szybko zasypiamy.