Wstajemy dopiero o 11:30. To się nazywa urlop! :) Już nie pamiętam, kiedy ostatnio spałam tak długo! Wczorajszy "atak" odszedł w zapomnienie. Jemy śniadanie i uderzamy na godzinę na plażę, potem do Mamaia, a kończymy na stacji kolejowej, gdzie sprawdzamy, w jaki sposób możemy kontynuować naszą podróż. Konstanta jest super, ale po trzech dniach już się nudzi. Ewidentnie nie nadajmy się na leżenie plackiem na plaży. Wracamy do domu, pakujemy rzeczy i lulu.