Wstajemy dość wcześnie, bo o 7:00. Pakujemy się, żegnamy z ks. Jackiem. Zostawiamy ofiarę za pomoc- to jest w dobrym tonie, a my zostaliśmy naprawdę świetnie przyjęci, więc nie szczędzimy. Mamy poczucie, że tutaj Kościół katolicki działa tak, jak powinien działać wszędzie. Jedziemy do dworca autobusowego (trzeba wysiąść przystanek lub dwa przed centrum). Kupujemy bilet do Bender (25lejów/os) i już jesteśmy w marszrutce. Przed nami przeprawa do kraju, którego nie ma- Republiki Naddniestrzańskiej. W busie można dostać karteczkę, którą należy wypełnić „przekraczając granicę”. Śmieszne to zjawisko- Mołdawia uważa, że Naddniestrze to część ich kraju, więc nie ustawiła granic. Natomiast Naddniestrze ma swój rząd, swojego prezydenta i ich celnicy jak najbardziej kontrolują tych, którzy chcą wjechać.
Na granicy wszystko ok- nawet jedna ze strażniczek mówi po angielsku. Mamy tylko 10h na wyjazd z kraju- w przeciwnym razie trzeba się meldować.
Dojeżdżamy do Bender. Znajdujemy kantor i wymieniamy kasę. Waluta obowiązująca w Naddniestrzu to rubel naddniestrzański: 1E=13,30 rub.
Przy dworcu jest bazar. Kupujemy cztery „pierożki z kartoszku” (jeden okazuje się z kapustą)- 2,50 rub. Gdybyśmy wiedzieli, że są takie duże, kupilibyśmy dwa… Posiłek przyjmujemy na przystanku. Stamtąd udaliśmy się pod cerkiew po drugiej stronie ulicy. Nic specjalnego. Pytamy, jak dostać się do Tyraspola. Po tej samej stronie ulicy, nieco dalej, jest mini zajezdnia trolejbusów, my wsiadamy w 19tkę. Bilet 1,80rub/os.