Ks. Krzysiek dowozi nas do katedry, w której pełni posługę i załatwia nam nocleg u Ojców Salezjanów, ale możemy tam jechać dopiero ok. 19:00, więc mamy dwie godziny czasu dla siebie. Postanawiamy zjeść swój pierwszy obiad w Kiszyniowie.
Zastanawiające jest, jak kształtują się ceny w Mołdawii. Z tego, co opowiadał ks. Darek, wypłata nauczyciela to ok. 1400 lei, dyrektor firmy zarabia jakieś 5000 lei (1250zł!!). Emerytura to ok. 200-300 lei. Obiad w knajpie dla nas dwójki to 100lei. Cheeseburger w McDonaldzie- 15lei. Same ulice w stolicy nie pokazują aż tak bardzo biedy, inaczej jest poza miastem.
Ok. 19:00 nieoceniony ks. Krzysiek zawozi nas do Salezjanów. Jedziemy tam bardzo długo i wydaje się, jakby to było po drugiej stronie miasta, ale- jak się szybko zorientowaliśmy- stamtąd do centrum jest tylko 5 min trolejbusem nr 5 z zajezdni oddalonej od miejsca naszego nowego pobytu o jakieś 5 minut drogi pieszo. Przyjmuje nas ks. Jacek (oczywiście Polak). Jest w Mołdawii od kilku lat, wcześniej był na misjach w Rumunii. Niesamowite jak za granicą działają nasi polscy księża!! Okazuje się, że ośrodek, który prowadzą Salezjani- Centrul don Bosco- to świeżo wybudowany budynek, z nowiutkimi pokojami i chyba dotychczas nie używanymi łazienkami. Dostajemy pokój nr 4. Na terenie ośrodka jest wielkie boisko, a także sala do gry w siatkówkę, piłkarzyki itd. Wszystko po to, by kiszyniowska młodzież miała gdzie spędzać wolny czas- w całej stolicy nie ma drugiego takiego miejsca. Nigdzie już nie wychodzimy tego dnia- padamy na twarz.